Rozdział 1

     - Pewnie, że Cię kocham przyjacielu.
     - Okeyy. - Odparł bez entuzjazmu
   A temu co znowu? Okres ma? Zmienne humorki u niego to norma od jakiegoś czasu.


POV Luke

   To zdanie odbijało mi się w głowie pustym echem. Nie chciałem być dla niej szorstki, niestety chyba mi nie wyszło. Skrzywiła się na moją reakcję.
     - Właśnie! Lulu, mój kuzyn przyjechał. Zaprosić go? Chłopaki też by wpadli.
     - Pewnie. Będzie ciekawie. Otwarli nowy park rozrywki w centrum. Może pójdziemy?
     - O! Dobry pomysł, ale zamawiam ogromną watę cukrową! Proszę Lukey. - Podobało mi się zdrobnienie jakiego użyła. Powiedziała to takim tonem, że gdybym jej nie znał, to pomyślałbym, że to jeszcze dziecko. Ona kocha watę jak ja naleśniki. Właśnie co do naleśników...
     - Bee, cholera! Naleśniki się spierdolą! Ratuj je a nie tak stoisz, kurwa noo! Moje dzieci, ja pierdole!- Przerażony zacząłem się drzeć jak idiota.
     - Luke, zjadłeś już sześć sztuk, jeśli wyrzucimy te przypalone nic się nie stanie. - Czy ona się ze mnie śmieje? O nie koleżanko. Tak być nie będzie. Wziąłem jej telefon i zadzwoniłem do cioci.
     - Ciociu! Pomóż mi, bo twoja córka się tak schlała, że nie mam jak jej zaciągnąć do domu. A i jeszcze jedno, będziesz babcią, Beth zapomniała o gumkach. - Zabijała mnie w tamtym momencie wzrokiem próbując doskoczyć do komórki. Mała jest, więc maksymalnie zrównała się z moimi barkami.
   Rozłączyłem się a ona zaczęła na mnie wrzeszczeć jak opętana...
     - Ty niedorobiony pingwinie! Czy ciebie do reszty powaliło? Wiesz jakie mogę mieć problemy?
     - Oj tam. Spokojnie. Odkręcę to jutro, a teraz dzwoń po chłopaków. Wiesz, muszę zrobić dobre wrażenie przed tym twoim kuzynkiem. Jest on chociaż wyższy ode mnie? - Spytałem zaciekawiony.
     - Jest od ciebie niższy o około dziesięć centymetrów, ale jest starszy i mądrzejszy.
     - Czyżby? Co miał z fizyki? Wyróżnienie?
     - No, nie do końca, miał zagrożenie. Kurwa, nie o tym gadamy, więc nie zmieniaj tematu. - Zaczęła się motać w swoich słowach. No dobra, nie będę na nią tak naciskał.
   Przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w mocnym uścisku. Od razu odwzajemniła gest co wywołało u mnie szeroki uśmiech na twarzy.
     - Okres, prawda?
     - Niestety... - Ha! Tak ją znam, że nawet wiem kiedy ma okres. 
     - Chcesz oreo? - Dopytałem udając przejęcie za co dostałem kuksańca w ramię. 
     - Daj mi wszystkie jakie masz!
     - Proszę. - Uśmiechnąłem się słodko co odwzajemniła. Podałem jej opakowanie smakołyków. Była to wersja walentynkowa, bo tylko taką szło dorwać w Woolworth'cie.
     - Awww, słodki jesteś Lukey. - Zarumieniła się, albo mi się wydawało.
     - Ja. Nie. Jestem. Słodki. Skarbie. - Powiedziałem każde słowo dosadnie, aby nareszcie to do niej dotarło. Słyszę to stwierdzenie odkąd się poznaliśmy a ona zawsze jak się uprze to nie odpuści.
     - Jesteś, jesteś i temu nie zaprzeczysz. - Uszczypnęła moje policzki babcinym gestem, a ja poczułem się jak pięciolatek.
   Zdjąłem jej dłonie i splotłem ze swoimi. Ona podniosła wzrok, jakby nie dowierzała w moje postępowanie. Zmieszała się i natychmiast rzuciła w poszukiwaniu telefonu. Prawdopodobnie w celu poinformowania chłopaków o planowanym spotkaniu. Nie pomyliłem się, spojrzałem na nią a ta już rozmawiała z Calum'em.
     - Tak, jest ze mną. chcesz z nim pogadać?
     - Lulu! Cal chce z Tobą rozmawiać! - Zaczęła krzyczeć w niebo głosy.
     - Pędzę!
   **Rozmowa telefoniczna**
     - Luke mój przyjacielu! - Zaczął Hood.
     - Czego chcesz pedale? - Zaśmiałem się.
     - Ej ej ej! To, że jestem bi, nie oznacza, że od razu pedał. - Fuknął oburzony.
     - Dobra, o co chodzi? - Spytałem zniecierpliwiony.
     - No, to ja chcę wiedzieć. Nie ma z Tobą kontaktu od tygodnia, a jak gadam z Bethy, to zawsze jesteś z nią. Co z Tobą stary? Zakochałeś się?
     - Nieeeee, Cal pogadamy potem ok? Widzimy się o dziesiątej, w wesołym miasteczku na Burton. Zapamiętasz azjato?
     - Taa... kurwa nie jestem azjatą!
     - To paaaaa! - Rozłączyłem się zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
   Beth spojrzała na mnie zaciekawiona wcześniejszą rozmową z Calum'em, ale pokręciła głową, jakby odpędzając myśli.
     - Blondaskuu, zadzwonisz do reszty? Ja pogadam z kuzynem. Dziwne jest to, że do tej pory go nie poznałeś. - Zatrwożyła się.
     - Dla Ciebie wszystko. - Uśmiechnąłem się ukazując dołeczki. Wiem, że to ją rozczuli. Nie raz tak robiłem.
     - Jesteś niemożliwy... Właśnie! Mama dzisiaj przyjedzie później. Musi załatwić coś w pracy, dlatego przelała mi ponoć sto dolarków na obiad i kolację.
   Od naszego poznania zostałem tak jakby adopotowany przez Państwa Roberts. Po prostu mam własny pokój, ale kiedy chcę mogę jechać do swojego mieszkania. Ukrywanie faktu, że mój ojciec się nade mną znęcał było bezcelowe. Lekarze po obdukcji znaleźli liczne siniaki i rozcięcia w okolicach klatki. W przeciągu tygodnia prawa rodzicielskie zostały mu zabrane a ja oddany do rodziny zastępczej.
     - Michael będzie jak coś. A ty? Rozmawiałeś z Ash'em?
     - Miałem właśnie do niego dzwonić, ale myślę, że wysłanie sms'a wystarczy.
     - Mam nadzieję... Pamiętasz co było ostatnio?
     - Nie przypominaj mi proszę! - Powiedziałem błagalnym głosem.
     - Ashton'ek w centrum miasta, bo nie załapał, że chodziło o centrum handlowe.
     - Jezu, pół godziny go szukaliśmy, idiota zapomniał naładować telefon.
   Poszedłem po telefon. Zacząłem pisać sms'a do Irwina.
     Do: Idiota
     - Jedziesz z nami do wesołego miasteczka na Burton?
     Od: Idiota
     - Oczywiście. O której dokładnie? Muszę się ubrać.
     Do: Idiota
     - O dziesiątej, tj. za dwie godziny.
     Od: Idiota
     - Będę, a teraz lecę do Jess. Człowieku, chodzący ideał!
   Gdybyś wiedział kto według mnie jest ideałem. Nie powiem mu tego, ze względu na fakt, że naszemu Irwin'kowi też zależy na młodej. Chciałem zabrać małą do KFC, ale nigdzie jej nie widziałem.
     - Bee, gdzie jesteś?! - Krzyknąłem, bo nie wiedziałem gdzie jest.
     - Na górze!
     - Idę do Ciebie ciasteczkowy potworku!
     - O nie! Drżę ze straaachu! - Zaczęła się śmiać.
   Będąc na schodach uświadomiłem sobie, że zapomniałem telefonu z kuchni. Zszedłem na dół, wziąłem zgubę i już miałem iść w tym samym kierunku, lecz usłyszałem pukanie. Zmieniłem trasę.
     - Tak?
     - Poczta!
   Otworzyłem drzwi, podpisałem odbiór i wróciłem na sofę. Co jest? To do mnie? Ciekawe od kogo...
   Rozciąłem kopertę i wyjąłem zawartość. Była tam wiadomość od mojej cioci. Heh, super. Odzywa się po kilku latach...
"Kochany Luke'usiu! - Nieźle się zaczyna haha.
Słyszałam o tym okrucieństwie, którego dopuszczał się mój brat. Jego czyn jest godny potępienia.        Przemyślałam wszystko i mam dla Ciebie propozycję. Możesz zamieszkać ze mną w Walii. Czekam      na Twoją odpowiedź pod numer xxx-xxx-xxx. Mam nadzieję, że szybko odpowiesz!"
   Nie interesowała się mną od kilku dobrych lat. Ciekawe jaką ma tą "ofertę", pewnie jak zwykle szuka etatowej sprzątaczki. Nie mam zamiaru do niej dzwonić, a tym bardziej razem mieszkać.
     - Co tam czytasz? - Podskoczyłem przerażony.
     - Zobacz sama. - Pokazałem wiadomość.
   Zaczęła czytać. Jej twarz wyrażała kilka emocji na raz. Od złości po smutek.
     - Jaka suka! - Oburzyła się. - Mam nadzieję, że mnie nie zostawisz. - Posmutniała nagle.
     - Pewnie, że nie! Kiedyś Ci nawet obiecałem, że do końca będę przy Tobie.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Sleepwalker | Wioska Szablonów | X | X